Fragment powieści Pokolenie tinderówek, którą możesz zakupić TU.
Kolega mojego Włocha ni w ząb nie przypominał tego playboya, którego zaprezentował nam wcześniej mój randkowicz. Jedyne, co go być może łączyło z facetem ze zdjęcia, to status – wolny. Choć sądząc po wielkości brzucha, to ktoś mu jednak gotował. Może matka? Najlepsza Przyjaciółka, wyższa od niego o głowę i młodsza o jakieś dwadzieścia lat, obcesowo kręciła nosem. Uspokoiła się trochę po mojej sugestii, że przynajmniej się za darmo nażre, w końcu ceny tu nieludzkie. Zamierzała wszamać najdroższą pizzę. Tak też uczyniła. Popiła ją obficie czerwonym winem.
W związku z tym, że mój Włoch bardzo mi się spodobał, nie poszłam w jej ślady
i skubałam swoją pizzunię niczym zwiędłą sałatę.
Niech mój randkowicz widzi, że mam klasę, żem niełasa na taką bombę kaloryczną – myślałam. Żem niedroga w utrzymaniu i że mnie z rana zaraz do kibla nie przyciśnie – kontynuowałam w głowie,choć najchętniej to bym chwyciła łapami i zmłóciła tę pizzę wraz z talerzem. Zostawiłam jednak talerz i trzy całe kawałki na nim, a moje serce krwawiło szalenie przez taką niesprawiedliwość. Mój randkowicz dopytywał z zainteresowaniem, czy mi pizza nie smakowała, czy co. Gdy tłumaczyłam mu, jak jestem pełna (żalu), Najlepsza Przyjaciółka zjadła pozostawione przeze mnie kawałki. Znienawidziłam ją. Do Włocha uśmiechnęłam się jednak przyjaźnie.