Joanna Och Ach

Miłość klasy średniej

Siedzisz sama w mieszkaniu i przeglądasz portale randkowe. Znamy to. Ten taki, ten owaki, a tamtemu brakuje włosów. I to nie łonowych! Wyławiasz, sortujesz i fantazjujesz. Albo lokujesz kandydata na linii czasu tylko tak ociupkę-ociupinkę od teraz w roli kochanka, przyjaciela i ojca swoich dzieci. Zwał jak zwał. Byle pakiecik był. I kapcie ładne, pachnące..

Czy jednak dociekałaś kiedyś, jakby to było, gdyby księciunio już w tych kapciach się po domu krzątał? Ło, żesz! Wróć – gdyby siedział na kanapie i oglądał z tobą komedię romantyczną, przytulając się mocniej w co ckliwszych momentach. Nie, też nie to. Gdyby rozwalił się na sofie z piwskiem w łapie i krzyczał „sędzia kalosz”. To znaczy, wiadomo, że nie kalosz, ale za dużo podobno przeklinam.

W każdym razie, na chybcika przerobiłaś całe programowanie neurolingwistyczne swojego nowego życia u boku tego fajnego-najfajniejszego, wiernego jak Burek, wysokiego przystojniaka z portfelem grubości encyklopedii i głosem głębokim jak echo w opuszczonym zamku. I co? I ten typ dalej stoi przy garach, układając równiutko brudne naczynia w zmywarce po kolacji z 3 dań, którą z uśmiechem pichcił, zabawiając cię w takcie anegdotkami o twoim potencjale.

No to, kurka, WRÓĆ!

Tak nie będzie. To znaczy, czasami, bardzo czasami – będzie. Ale na co dzień nie. Wydaje ci się, że jest robota do zrobienia, bo księciunio gdzieś tam błądzi i o tobie nie wie. I że od groma z tym harówy, żeby się dowiedział, że taka fajna dziunia klika i czeka. Niestety, prawdziwy zachrzan zaczyna się w momencie, gdy już postanowicie tą parą w ładnych kapciach zostać.

Większość z nas to klasa średnia. Albo nawet bardzo średnia. To dla nas wielkie umysły od rozrywki wymyślają wszelkiej maści dziadostwo, które ma nas zdoić z kasy i z czasu. Klasa średnia konsumuje. Klasa średnia jest zmęczona i po pracy ma wszystko w d. Ogląda seriale i wertuje insta, podnieca się liczbą followersów i robi foty książek, których nigdy nie przeczytała. Klasa średnia ćpa newsy bez względu na to jakie. Byle nowe. Byle straszne. W mediach może pracować każdy. Statystycznie zasuwa w nich więc klasa średnia. No więc haruje, produkując gó*niany content z prędkością chorego na biegunkę. I to przewlekłą! Nie ma przy tym znaczenia, że zazwyczaj nic się nie dzieje. Studzienka wylała w Monachium, huragan przeszedł nad Ameryką, a pies sąsiada spod trójki zaklinował się w sedesie. Do tego deszcz spadł w Tarach i to jesienią! A jakaś trzecioligowa drużyna młodzików wygrała rozgrywki w rzucie piłką lekarską. Poza tym trzeba przejrzeć wszystkie media społecznościowe, żeby się fejsbunio z linkiem nie obrazili. Ktoś przetrwał kolejny rok w korpo i dostał kawałek plastiku z napisem „brawo!”, ktoś je kolację (znowu!), a koleżanka z podstawówki zrobiła sobie brwi! I tu zaczyna się orka. Ciężko bowiem konkurować z tym całym bezhołowiem. Gdy wracasz z pracy, a twój księciunio już leży, gapiąc się w telefon, nie pozostaje nic, tylko walnąć się obok i wyciągnąć swój. I tak leci dzień za dniem. Bo przecież zmęczeni jesteśmy.

Pamiętasz, co jadłaś wczoraj na obiad? I jakie rolki obejrzałaś przed spaniem? Pamiętasz, co mówili tydzień temu na jutjubie? I jak się nazywał ten niebieski z Gry o tron? Ja też nie…

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top