Joanna Och Ach

Pan Smutasek

Pan Smutasek

Moja kumpela z Trójmiasta miała w pracy dobrą koleżankę. Malina była wysoka, szczupła i mogła poszczycić się największym w korpo cycem. Cyc był naturalny i niemodyfikowany plastycznie. Pewnie myślicie, że większość lasek jej zazdrościła. Otóż nie. Gdzieś po drodze genetyce się coś nieźle rypnęło. Biust urósł sążniście, natomiast tkanki wokół niego pozostały elastyczne niczym ustawa aborcyjna. Naturalnie więc opadał, by w wieku 29 lat zawisnąć nad pępkiem.

Malina kupowała drogie biustonosze, by trzymać cyc na wodzy. Ramiączka wżynały jej się w skórę, a obwód pod biustem był tak ciasny, że dopiero nad ranem znikały czerwone ślady po staniku. Codziennie wkładała jednak kolejną uprząż, wypinała dumnie pierś i szła do biura. Po drodze wszyscy się na nią gapili, w windzie również, na pierwszym piętrze też, a na trzecim, to nawet bardziej.

Każdy miał jakieś tam swoje podejrzenia, co do stopnia rozciągliwości rzeczonego cyca, ale nikt nie mógł postawić trafnej diagnozy. Malina bowiem zawsze uprawiała miłość w staniku.

Pewnego razu korpo wysłało ją w kilkutygodniową delegację do Poznania. Tam nasza Malina poznała Pana Smutaska, w którym się zakochała. Znajomość została rychle skonsumowana. Po wielu razach w staniku, walce na słowa, na czyny, prośbach, groźbach i szantażach, Pan Smutasek dopiął swego. A raczej odpiął. Malina zdjęła uprząż!

Jakież było jej zdziwienie, gdy Pan Smutasek rzucił się na to, co ze stanika wypadło, odbiło się od podłogi i zatrzymało w okolicach pępka. Począł cyc z błogością miętolić. Malina postanowiła, że wyjdzie za niego za mąż.

Pan Smutasek nie przestawał opowiadać o tym, jak go ów cyc zmienia, jak w tunelu pojawiło się światło i jak bardzo Malina jest tą jedną jedyną. I że może zesmutnieją się razem.

Problem z Panem Smutaskiem leżał w tym, że nasz królewicz szybko smutniał. Malina próbowała go rozweselać na różne sposoby, ale dawały one tylko chwilowe rezultaty. Pan Smutasek uważał, że życie jest ciężkie i trzeba się pod tym ciężarem godnie pochylić. Malina nie podzielała jego poglądów. Zaprosiła go na wakacje do siebie do Trójmiasta i obiecała, że go uszczęśliwi. Nie przewidziała tylko, że Pan Smutasek będzie stosownie się opierał.

Malina pisze:

Pan Smutasek przybył w sobotę rano. Wysiadłszy smutno z samochodu nie uraczył mnie pocałunkiem i nawet na cyc nie spojrzał. Przytuliliśmy się na powitanie i wio nach hause. OK, myślę sobie, dawno mnie nie widział, może nie wie, jak się zachować. Idziemy, idziemy, a ja czuję się, jak z kolegą. A przecież czekałam na chłopa z krwi i kości! Chcesz tak grać – myślę – oki, to gramy. Bedę taką koleżanką, że ho! Doszliśmy do mieszkania i jak na prawdziwą koleżankę przystało pytam, czy ma ochotę spać po podróży, bo jak tak, to pościelę mu – o tutaj o – na sofie. No ale spać nie chciał. Oznajmił, że chce na plażę. No to poszliśmy.

Pół dnia minęło, a tu dalej nic. Więc jak to koleżanka leżę obok niego na tej plaży i mówię: „och, przepraszam”, za każdym razem, gdy niechcąco trącam go łokciem. W końcu jednak kładę mu głowę na klacie i pytam czy mu nie przeszkadza. Przytula mnie w ciszy i tak już zostaje.

Drugiego dnia jest fajnie, choć dziwnie. Kumpela mówi, że coś wisi w powietrzu, bo widzi to w języku ciała. Ja tam nie wiem. Ale nie mija doba i się dowiaduję. Trzeci dzień, plaża. Pan Smutasek leży, sącząc browar. Po pracy dołączam do niego. Podchodzę z uśmiechem i czuję, że coś znowu nie tak. Smutny jak zawsze. Ani całusa, ani powitalnego hug, nic. Strzelam focha i idę do wody. Po moim powrocie na ręcznik Pan Smutasek oznajmia, że:

a) nie pasujemy do siebie, bo życie to ciężka praca, a ja myślę, że to zabawa

b) nie pasujemy do siebie, bo ja ciągle się z czegoś cieszę

c) nie pasujemy do siebie, bo mnie tak dużo rzeczy interesuje

No to co? No to w płacz. Nie żeby wymuszony, po prostu łzy same mi ciekną. Szlochając, tłumaczę, że siamto, że owamto i że w ogóle to. W końcu się wkurzam i rzekę, co rzec miałam na sam koniec – że teraz to już pewnie nie ma znaczenia, ale do Poznania chciałam się przeprowadzić. Dla niego.

Pan Smutasek z lubością ociera mi łzy, przytula mnie i mówi:

– Wiesz co jest w tym wszystkim najgłupsze? To, że dopiero, jak się rozpłakałaś, to uwierzyłem, że cieszysz się, że tu przyjechałem. Wcześniej myślałem, że po prostu udajesz, bo przecież ty się ze wszystkiego cieszysz.

Po powrocie do Poznania pierwszą aktywnością Pana Smutaska jest wizyta na pogotowiu. Okazuje się, że ma syndrom pośmiechowy i trzeba od razu operować.

Na szczęście, mówi, że już mu lepiej i że niedługo na nowo będzie się smucił. Nie mogę więc dłużej czekać.

– Masz 3 tygodnie – mówię.

– 3 tygodnie na co? – pyta.

– Na decyzję. Tak albo nie. Pamiętaj, że „nie wiem”, to też odpowiedź i oznacza „nie”. Przeprowadzę się do ciebie do Poznania i cię rozweselę.

– Malina, stawiasz mnie pod ścianą.

– Wiem, ale muszę. Ja nie jestem zwykła i nigdy nie będę. Wiem, że to nieładnie, że kobiecie nie wypada, że czasu trzeba. Ale ja ci go nie dam. Muszę wiedzieć teraz i zacząć się przygotowywać. Poznań z tobą albo świat bez ciebie.

– Nie chcę, żebyś przyjeżdżała tylko ze względu na mnie. A jak coś się nie uda? Będę miał poczucie winy.

– Duże rzeczy w życiu idą w parze z ryzykiem. „Jeśli zawsze będziesz robił, to, co zawsze robiłeś, to zawsze będziesz dostawał to, co zawsze dostawałeś. Jeśli chcesz czegoś nowego, zrób coś nowego” – lecę se cytatem z podręcznika banałów dla couchów. – Ja wiem, czego chcę. Dla mnie szklanka jest do połowy pełna – pogrążam się kolejnym komunałem. – Ja nie rezygnuję z Trójmiasta, ja wybieram coś lepszego.

– Nie wiem – odparł smutno. – Namąciłaś mi w głowie. Ty się tak na wszystko cieszysz…

Najpierw się zaparł, że nie wie, że jest bardziej na tak niż na nie, ale że przecież aż tak dobrze być nie może, a życie jest ciężkie. Powtarzał, że boi się, że się nim znudzę i go zostawię albo że się zaśmiejemy na śmierć i od tej wesołości niechybnie umrzemy. Obawiał się, że ten cyc, w którym tak się zakochał, przysporzy mu więcej uciechy niż smutku. Grzmiał, że to niemoralne mieć takiego cyca i się nie cieszyć.

Zaproponowałam, że ułatwię mu decyzję e-mailem. Wysłałam mu 20 rzeczy o Malinie, które mogą mu pomoc. O dzieciach (które chciałby mieć) i podróżach, i pracy na etacie, i wolności, i o tym, że postanowiłam mieć fajne życie, a nie ciężkie. Nie wiem, co odpowie, ale liczy się tylko tak albo nie. Bo przecież życie, pomimo tych wszystkich odcieni, sprowadza się do „chcę” albo „nie chcę”, czarnego albo białego, tak albo nie. I tyle.

Pan Smutasek odpowiedział. On też coś postanowił. Zdecydował, że życie musi być ciężkie. I w takim razie będzie je wiódł bez Maliny.

Malina zaakceptowała w końcu jego odpowiedź. Ale stanika już nikomu zdjąć nie pozwala.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top